Właściwie
wystawa rozpoczęła się wcześniej niż oficjalny wernisaż. Stanisław Gajewski
na kilka dni został administratorem profilu galerii Turbo na Facebooku, na
który co i rusz – niczym upierdliwy wirus – ładował osobliwą kolekcję obrazków
i gifów znalezionych gdzieś na skraju Internetu (nadal można zobaczyć je na
stronie Turbo). Ciekawe preludium zapowiadało interesującą wystawę,
którą przygotował Michał Drabik, znany z realizacji (jako Galeria Jednego Widza) w 2011 roku niezłej akcji Krzysztofa
Ćwiertniewskiego „Ścisk” w kiblu w Zachęcie.
Po pierwsze, Gajewskiego
nie ma na otwarciu wystawy. W galerii nie zobaczymy także żadnych fizycznie
istniejących prac. Wszystko wyjaśnia się w końcu sali, gdzie ustawiono stanowisko z
komputerem. Okazuje się, że artysta jest obecny w formie wirtualnej: zalogowany
na facebookowym czacie i gotowy do rozmowy z widzami. Co jakiś czas wrzuca też
kolejne obrazki, do których zdążyli się już przyzwyczaić ci, którzy śledzili profil
Turbo. To trochę za mało, aby wprawić w osłupienie. Mimo, że nie widziałem
wcześniej podobnych wystaw, to na usta ciśnie się „stare, było”.
Po drugie, Gajewski
nie pokazuje też niczego odkrywczego. Internet pęka w szwach od tego rodzaju
estetyki – wystarczy zalogować się do Facebooka, by potknąć się o co najmniej
kilka obleśnych, kiczowatych, absurdalnych i śmiesznych obrazów o totalnie
różnym rodowodzie. Nawet rozpatrując kolekcję Gajewskiego pod kątem „przegięcia
i przesady” nie powinniśmy czuć się zaszokowani – są zbiory jak dla mnie
bardziej wyraziste i pieprzne.
Po trzecie, nie
mogę zgodzić się ze stwierdzeniem kuratora Michała Drabika, że „sposób
budowania świata (przez Gajewskiego – przyp.) z czegoś, czego nie jest autorem,
jest bardzo istotny”. Otóż jest wprost przeciwnie: zamienienie także „nie
swoich” fotografii, gazetowych wycinków, tkanin i drobnych przedmiotów
wykorzystywanych od początku XX do lepienia kolaży na rzecz internetowych
znalezisk nie czyni jeszcze z tego gestu niczego wyjątkowego.
O ile sama
wystawa nie zachwyca, to być może nieświadomie ociera się o choć jeden świeży
problem. Na plan pierwszy wysuwa się oczywiście Internet, a Gajewskiemu oraz
Drabikowi udało się co nieco o nim powiedzieć. W czasie, kiedy fanpage galerii
Turbo dostał się w ręce Stanisława Gajewskiego, nastąpiło na nim swego rodzaju
ożywienie – wcześniej dosyć nudny, obojętny i niemrawy przez te kilka dni
zalany został (swoją drogą nie tak znowu dużą) falą lajków; pojawił się ruch. Wniosek
jest jeden i oczywisty – dzisiaj dobrze poprowadzony profil na Facebooku to
bardzo ważny element działalność, jedna z głównych składowych prawidłowego
funkcjonowania. Nie dotyczy to tylko dużych korporacji, firm czy instytucji. Także
artyści coraz umiejętniej korzystają z Facebooka i to nie jedynie w celach
informacyjno – prezentacyjnych. Przykładem niech będzie Rafaël Rozendaal, na
którego stronie mieszają się linki do nowych prac wespół z nowymi spodenkami
jego dziewczyny, ulubionymi drinkami, wakacjami w Miami, bezzębnymi aktorkami czy wynikiem
wyszukiwania w Google hasła „sad artist”. Profil na Facebooku może być dzisiaj uwspółcześnioną
wersją przemyślanego autoportretu, co trafnie zobrazował w jednej ze swych prac
Jaś Domicz.
/ Jaś Domicz
I bądź co
bądź udało się to Stanisławowi Gajewskiemu. Na poziomie internetu jego harce
wywołały jakąś reakcję. Gorzej w galerii. Ludzie niemrawo podchodzili do
komputera; autor wstawił kolejne przaśne obrazki, a konwersacja z nim rozegrała
się na poziomie forum z gorącymi16. Trochę
śmiechu i tyle. Łopatologiczne przeniesienie internetu do wnętrza galerii
wyszło wybitnie sztucznie. Kto wie, czy nie najlepiej rozumiał to sam autor – wszystko
rozegrał w jednym miejscu, żeby zrobić wystawę nie musiał nawet wychodzić z
domu. My też nie musieliśmy.
+
Stanisław Gajewski, "Stanisław Gajewski nieznany". Galeria Turbo, Warszawa; 15 - 20 marca 2013.
Nie jest to nadmiernie udana recenzja.
OdpowiedzUsuńNie jest to nadmiernie udany komentarz
OdpowiedzUsuń